Od dłuższego czasu przyglądam się tym PIĘKNYM istotom.
Zawsze się zastanawiałam „co myśli sobie taki
gołąb” a odpowiedź chyba była dosyć prosta…
nie myśli…
Jak byłam mała chodziłam do parku, który był naprzeciwko
kamienicy w której mieszkałam
( w sumie to widziałam go z okna mojego pokoju )
Największą frajdę sprawiało mi chodzenie tam i karmienie gołębi i przy okazji
kaczek
( tak, teraz wiem, że nie powinno się dokarmiać ptaków w taki sposób,
ale byłam mała i głupia )
Każdy „bliższy” kontakt z Panem Gołębiem sprawiał mi
wiele radości
i za każdym razem się ekscytowałam na samą myśl, że uda mi się go
dotknąć (dziwne co… )
Ach… pamiętam jak sypałam im kaszę w kształcie serduszka i podziwiałam jak
chmara ptaków układa się w taki wzór.
Albo jak pierwszy raz ten koleżka usiadł
mi na dłoni i dziabał ziarenka.
Aż do chwili… gdy ktoś z rodziny mnie uświadomił jakie to „obsrańce”
i jakie
choroby przenoszą od pluskw przez jakieś
zapalenia po ŚMIERĆ….
Takie info dla
5,6,7-latki to dramat.
JAK ?! Moje kochane gołębie mogłyby mi zrobić krzywdę ?! no jak ?!
Długo mi zajęło ogarnęcie masy tych faktów. Wielokrotnie nasz balkon był obsrany przez
nie,
ale mnie to jakoś nie obchodziło ( w końcu to nie ja musiałam potem to
sprzątać :D )
W naszej całej kamienicy
nie było parapetu, który nie byłby „zaznaczony” odchodami przez tych lotników.
No co zrobić… A ja dalej chodziłam je
dokarmiać, bawić się z nimi. <- To były czasy kiedy myślałam, że wróbel to
mały gołąb :D
Ach ta dziecięca logika.
Było wiele takich akcji z
gołębiami. Jak to założyły gniazdo na naszym balkonie,
ale babcia je
zlikwidowała i nie było co zrobić z jajkami.
Więc ja z siostrą postanowiłyśmy, że wychowamy te gołębie jaja :D
Znalazłyśmy ładny kartonik, wsadziłyśmy tam
prowizoryczne łóżko dla nowo wyklutego pisklaka i jajko pod żarówkę,
aby było
mu ciepło… niestety finał był oczywisty.
My z niecierpliwością wyczekiwałyśmy
na nową istotkę, ale gdzieś tak po tygodniu
( nie wiem, jak byłam mała to
miałam zakrzywioną czasoprzestrzeń.
Wtedy dzień mógł być tygodniem a miesiąc
godziną)
W każdym razie… jajka zgniły i
zaczęły śmierdzieć… jak to zgnite jajka.
No tak bywa.
Gdy przeprowadziliśmy się do nowego
mieszkania w tej okolicy już nie było tylu „fajnych” gołębi
a ja po prostu
dorosłam i nie chciałam narażać się na te „niebezpieczne choroby”.
Pewnego roku (2012? )wyjechaliśmy wszyscy na wakacje na 2tygodnie.
Po powrocie
czekała nas miła/ niemiła niespodzianka.
Na balkonie w doniczce gałęzie… a
następnego dnia Pani Gołąb.
Oczywista oczywistość.
Nie mieliśmy serca ich wyrzucać zwłaszcza, że to nie
były te „zwykłe” gołębie tylko piękne Grzywacze !
To był pierwszy raz kiedy
widziałam tak blisko takiego gołębia.
Po kilku dniach ujrzeliśmy dwa jajka. Ta radość, że na naszych oczach rodzi się
nowe życie.
( Tak w tym momencie już wiedziałam , że wróble to nie są małe gołębie :D )
Całą rodziną bacznie obserwowaliśmy poczynania pary Grzywaczy.
Codziennie około
18 parka się wymieniała. Od rana jajka wysiadywała Mama Gołąb
a od tej 18-19
Tata Gołąb.
I tak dzień w dzień punktualnie.
Co do podziału Mama/ Tata to tylko domysły z podręcznika ;)
Jak to latem bywa są takie dni, że potrafi padać cały dzień.
Nasze gołębie
nawet wtedy dzielnie wytrzymywały deszcze, burze i zamiecie.
To było naprawdę
coś niesamowitego-nawet nasza obecność go nie płoszyła.
( choć myślę, że nie
miał po prostu innego wyjścia- albo miał to gdzieś )
W końcu nadszedł ten piękny dzień i z jajka wykluło się pierwsze pisklę…
JAKIE
ONO BYŁO BRZYDKIE !
Ogólnie wychodziłam z założenia, że wszystkie małe istotki w
szczególności „dzieci” są urocze.
Małe
pieski, kotki, gady, płazy jak by nie wymieniać można powiedzieć, że są
słodkie.
A tu nagle taki mały gołąb… który wygląda jak… no nie wiem on po
prostu nie wygląda.
Nie proporcjonalny , łysy z jakimś żółtawym meszkiem , krzywo
dzioby niedorozwinięty nuggets z KFC.
W skrócie ble i ochyda.
Chyba po dwóch dniach wykluł się drugi
współlokator już trochę mniejszy i miej silny.
Ten pierwszy miał taki Power, że
jak się rozpychał to o mały włos a wypchnął by swojego brata z gniazda.



Najlepsze akcje to były podczas karmienia.
Ten pisk, krzyk maluchów by dostać
wyrzyganego robaka od kochanej Mamy Gołąb- bezcenne.
Były momenty, że pisklaki zostawały same, bo
rodzice gdzieś odlatywali.
W tym momencie korzystałam z okazji by przyjrzeć się
tym pokrakom z bliska.
Gołąbek numer 1
był tak agresywny, że gdyby mógł to by zadziobał mój palec na śmierć
a gołąbek
numer 2 wyjebane na wszystko co się dzieje
(czułam, że był lekko oszołomiony i
zdezorientowany- nie wiem dziwny opis jak do pisklaka… po prostu czułam od
niego głupotę xD )
Po kilku tygodniach Gołąbki zrobiły Geronimo i opuściły
gniazdo wraz z rodzicami.
Zostawiając nam na pamiątkę ogólne spustoszenie na
balkonie i w doniczkach oraz standardowo tony KUPY.
I jak tu nie kochać gołębi…
Jak bym miała wrócić do pytania „ Jak myślą gołębie ? „ to myślę, że najlepszym tego odzwierciedleniem są ptaki z filmu animowanego Piorun.
Podpisuję się pod tym tokiem myślenia.
A ogólnie podsumuję to Gołębim mottem „ miej wyjebane a będzie Ci dane a w gratisie obsraj co możesz „